czwartek, 8 marca 2018

Moja wyszywana historia


WITAJCIE :)
Dziękuję za wszystkie głosy bo pomogły mi podjąć decyzję - dla mamy wyszyję różę, ale motyle podobają mi się ogromnie... więc wyszyję je dla siebie. Już nawet wpadłam na pomysł jak wykorzystam ten haft :) Zrobię sobie torbę :)



Do napisania dzisiejszego posta zainspirowała mnie historia jaką przeczytałam u Moniki i postanowiłam wziąć udział w zabawie.
Rękodzieło towarzyszy mi praktycznie od zawsze, a to oczywiście za sprawą mojej mamy. Od kiedy tylko pamiętam widziałam ją spędzającą wieczory z szydełkiem albo drutami w ręce. Miało to ogromne korzyści - mama robiła mi piękne sweterki i ubranka dla lalek. Bardzo szybko zaraziła mnie tym "wirusem" i nauczyłam się szydełkować mając... osiem lat :). Żeby było zabawniej jestem leworęczna, ale mama uznała, że spokojnie sobie poradzę i nauczyła mnie tak jak ona robiła czyli prawą :) Zawsze też zachęcała mnie do próbowania nowych rzeczy i uczenia się nowych technik... i tak w liceum zafascynowałam się decoupagem i tworzeniem biżuterii.
To mama też kupiła mi pierwszy zestaw do haftu...
Przygodę z haftem krzyżykowym zaczęłam jednak dopiero na studiach... a dokładnie na czwartym roku... przez pozytywizm :D. Jako niereformowalny mól książkowy wybrałam się na polonistykę i bohemistykę. Uwielbiam czytać i z przyjemnością "pochłaniałam" kolejne lektury, aż pojawiły się lektury z pozytywizmu, których po prostu nie cierpiałam... przebrnięcie przez Trylogię czy Lalkę to był dla mnie istny koszmar więc postanowiłam słuchać audiobooków.
A że ręce miałam "wolne" to chciałam się czymś zająć i spróbowałam haftu. Moja pierwsza praca była delikatnie mówiąc nieco nieudana... tak miętosiłam kanwę, że zakładka zamiast być prostokątna bardziej przypominała romb.


Ale postanowiłam się nie poddawać i zaraz wyszyłam ten wzór jeszcze raz. Tym razem kanwę usztywniłam na tamborku. 
Muszę Wam tu napisać, że mój pierwszy tamborek miał dla mnie ogromną wartość sentymentalną bo był "odziedziczony" po babci (mamie mojej mamy), która zmarła bardzo młodo i nie miałam okazji jej poznać... ale kiedy używałam jej tamborka... to trochę tak jakby była przy mnie...

KIedy udało mi się i druga praca ie wyglądała już tak dramatycznie postanowiłam spróbować swoich sił w innych pracach i zrobiłam obrazek dla synka mojej koleżanki:


Potem były maleńkie wzorki na kartki:




I zakładka, którą zrobiłam dla siebie:


Pierwszy większy projekt - Dla mojej babci Danki :)
I urodzinowy miś dla kuzynki:
A potem kolejne hafty, które robiłam jako prezenty:










I moje największe, jak do tej pory, dzieło  - Tulipany, które wyszywałam przez trzy i pół roku. 
Mają wielkość 350x500 krzyżyków i z tej pracy jestem najbardziej dumna.


Wyszywam w sumie od 2009 roku i przez ten czas powstała cała masa różnych haftów i hafcików... ale znaczą większość z nich rozdałam jako prezenty. Dopiero od niedawna wyszywam też dla siebie i z myślą o dekorowaniu naszego małego mieszkanka...
A ponieważ w niedalekich planach mamy budowę domu, w którym będę miała znacznie więcej przestrzeni do prezentacji swoich dzieł mam już całą listę projektów, które chciałabym zrealizować... więc przez najbliższe 30 lat raczej nie będę się nudzić :D

A jak to było u Was? Bardzo jestem ciekawa Waszych historii :)

14 komentarzy:

  1. Historia pięknych prac i życzę Ci żeby pisała się jak najdłużej :) 30 lat to za mało ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jagus też zbieram się do napisania takiego postu. I możesz mi wierzyć ale mamy dużo wspólnego. Też studiowałam polonistykę i tez wtedy zaraziłam się haftem krzyżykowym. Ztym, że troszkę wcześniej niż Ty bo audiobooków wtedy nie było :D No i pierwszy tamborek jest dziedziczony bo od prababci do babci do mamy aż do mnie. Zainspirowałaś mnie. Musze się zmobilizować i napisać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemnie czytało się ten post :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie jest poczytać o początkach koleżanki hafciarki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniala masz Mame :))) Dzieki niej mialam okazje Cie poznac :))Pieknie bylo poczytac o poczatkach Twoich :)) Cuuudowne z sercem prace tworzysz !!! :)) Mamy nasze i kazdy sie nimi zachwyca jak zagladaja :)) Moje drzewko wrecz Kocham :)) Jeszcze troszke i bede miala portrety dzieci ,a drzewko wlasnie zawisnie miedzy nimi :)) Dziekuje raz jeszcze Pieknie :)) Pozdrawiam Cie Kochana Cieplutko :))

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie dziergały mama babcia a zwłaszcza sąsiadki które tworzyły arcydzieła więc miałam od kogo się uczyć:) Piękne prace:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Super historia! Miło mi Cię poznać bliżej! Piękne prace stworzyłaś!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawa historia. Kontynuowanie tradycji to swietna sprawa i scalająca rodzinę.
    Tulipany zjawiskowe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie poczytać taką historię i hafty wszystkie są przepiękne,a wiadomo że początki zawsze bywają trudne:)pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepiękne prace stworzyłaś, no i Twoją historię fajnie się czytało. Pozdrawiam cieplutko:-)

    OdpowiedzUsuń
  11. :) Miło się czyta takie rzeczy :) U mnie nikt nie haftował, a ja zakochałam się w hafcie od kiedy zobaczyłam w pracowni szkoły średniej haft martwej natury. Niestety nie miałam możliwości wtedy się za to zabrać i tak na serio haftem się zajęłam dopiero jakieś 10 lat później :)

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny wpis, fajnie się czyta takie wspominki :-) fantastyczne prace wyhaftowałaś :-) doskonale pamiętam, jak pracowałaś nad tulipanami - na pewno genialnie wyglądają na ścianie :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cieszę się, że napisałaś swoją historię :)
    Miło było poczytać takie wspomnienia i zobaczyć pierwsze prace. Są fantastyczne Piękne i kolorowe.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń